muszę się wyciszyć
czyli co robię po otrzymaniu rocznego zapasu bodźców w trakcie jednego tygodnia
Jak ktoś nie żyje pod kamieniem (lub wychodzi czasami z domu) to zapewne zdaje sobie sprawę o tegorocznej edycji OFF Festiwalu. Sama wybrałam się na nią z wielką ekscytacją. Mój ostatni (a zarazem pierwszy) OFF miał miejsce 2 lata temu. Headlinerzy w postaci Pushy T, Slowdive i King Krule’a sami w sobie zachęcili mnie do uczestnictwa w tym wydarzeniu. Poza tym ogromnie jarałam się na underscores i kilku innych wykonawców. Zeszłoroczny line-up nie kupił mnie szczerze. Najbardziej ceniłam w nim polską reprezentację na OFF’owych scenach, jednak to nie wystarczyło, żebym kupiła karnet.
Jednak po dowiedzeniu się o tym, kto w tym roku ma wystąpić kupiłam go bez zawachania. Sądzę, że skład headlinerów w postaci Kraftwerk, James’a Blake’a oraz Fontaines D.C. był całkiem solidny, jednak najbardziej czekałam chociażby na Ecco2k, Have a Nice Life oraz Geordie Greep’a. Każdy wymienionych muzyków/zespołów zaprezentował się co najmniej świetnie. Poza tym dobrze było zobaczyć i usłyszeć Ciśnienie, Mechatoka i chociażby Machine Girl.
Po bardzo udanym OFFie, na którym z powodu pogody ucierpiały moje Vansy (szarałt Kasjan za pożyczenie Martensów) wróciłam na chwilę do Krakowa i po 2 dniach razem z koleżanką wybrałyśmy się do miasta stołecznego na Kendricka i SZA na narodowym. Pomimo kilku problemów na przykład w postaci wody za 14 zł lub genialnej akustyki wszystko było super i dobrze było w końcu pójść na jakiś duży, stadionowy koncert. nwm jak ktoś mnie zna to pewnie wie, że nie przepadam za tłumami itd., ale jakoś dobrze było coś takiego przeżyć. szarałt dla ekipki, z którą tam byłam.
anyways, po powrocie do Krakowa z katarem i już kompletnym przebodźcowaniem miałam wszystkiego dosyć. i mean baterie społeczne się wyczerpały i spotkał mnie coroczny, wakacyjny brak motywacji do robienia czegokolwiek. wiem, że ten okres powinien służyć jako odpoczynek itd., ale ja tam lubię dużo pracować. w tym roku nauczyłam się odpoczywać, ale od jakiegoś czasu mam problem z motywacją i “dyscypliną”. kilka dni temu stwiedziłam, że postawię na coś innego. chciałam w końcu pozbyć się potrzeby dostarczania sobie szybkiej dopaminy w formie scrollowania co 5 minut itp., jakoś się uspokoić i zmienić sposób spędzania wolnego czasu, zwłaszcza wtedy, gdy mam go za dużo. wypisałam na kartce kilka punktów, które mi w tym pomogły. również polecam sobie poczytać ten tekst, jeśli też masz problem z tzw. zgniłym mózgiem.
od kilku dni więc staram się jak najmniej czasu spędzać przed good screenem. ustawiłam limity czasu korzystania z social mediów, grania w gry itd. ogólnie starałam się trochę spowolnić, podejść do codzienności jak do rekreacyjnego spaceru a nie próby pobicia rekordu świata w biegu na 100 km. poza takim ogólnym “wylogowaniem się do życia” zmieniłam też repertuar słuchawkowy. zauważyłam, że za dużo ostatnio słucham muzyki szybkiej, energicznej lub ogólnie przeładowanej emocjami. to ona w dużej mierze sprawiała, że nie mogłam się na niczym skupić. do czytania, sprzątania czy innych takich czynności puszczam sobie teraz raczej spokojne, ambientowe czy improwizowane pozycje. tutaj kilka z nich (linki są do apple music jak cos):
Judith Hamann - Aunes (dzięki Wojtek za polecenie!)
The Gerogerigegege - > (Decrescendo)
no, to chyba tyle. taka krótka historia jak próbuję radzić sobie z przebodźcowaniem i zbyt szybkim trybem codziennego życia.
ps nie wiem czy cokolwiek tu piszę ma sens, to taki strumień myśli, bo uznałam, że warto się tym doświadczeniem podzielić i może kogoś do tego samego zachęcić.
pps tak interpunkcja sobie gdzieś poszła w środku tekstu ale i dont care
j.i


yeah super post i dzięki za szałałt